praca w krematorium niemcy

Praca w Niemczech od zaraz. Poszukujesz pracy w Niemczech? Jesteś gotowy do szybkiego wyjazdu? Skorzystaj z ofert pracy w Niemczech od zaraz! Od zaraz można znaleźć pracę w rozmaitych branżach: budowlanej, produkcyjnej, gastronomicznej czy transportowej. Co istotne, w ostatnich latach wzrosło zapotrzebowanie w bardzo dobrze płatnym Praca w krematorium to zawód wymagający nie tylko specjalistycznej wiedzy, ale również dużej empatii i umiejętności radzenia sobie z trudnymi sytuacjami emocjonalnymi. W artykule zostaną przedstawione wymagania, obowiązki oraz cechy charakteru, jakie powinien posiadać pracownik obsługi krematorium, aby skutecznie wykonywać swoją W zależności od otrzymywanych transportów, w Auschwitz palono od kilkuset do kilku tysięcy osób dziennie. Zgodnie z oficjalnymi danymi, w krematorium nr 1 można było spalić trzysta czterdzieści osób na dobę, natomiast w spalarniach nr 2 i 3, cechującymi się największą wydajnością, po tysiąc czterysta czterdzieści osób. W obozie Mauthausen-Gusen głównym narzędziem uśmiercania była wyniszczająca praca. 75 lat temu, 5 maja 1945 r., wojska amerykańskie wyzwoliły niemiecki obóz koncentracyjny Mauthausen-Gusen – miejsce zagłady m.in. ok. 30 tys. Polaków. Auschwitz-Birkenau. Oʻzbekcha / ўзбекча. Konzentrationslager Auschwitz, w szczególności KL Auschwitz I (Stammlager), KL Birkenau (Auschwitz II) i KL Monowitz (Auschwitz III) – zespół niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych [1] i obozu zagłady, działający w latach 1940–1945 w Oświęcimiu niem. Auschwitz) i Frau Mit 3 Kindern Sucht Mann. Według naocznych świadków potężny pożar był widoczny z odległości wielu kilometrów. Akcja strażaków trwała wiele godzin. Jeszcze po opanowaniu sytuacji strażacy dogaszali pojedyncze zarzewia. Szalejący żywioł bezpowrotnie uszkodził budynek, zlokalizowany niedaleko cmentarza Waldfriedhof, w którym znajdowało się krematorium i według pierwszych szacunków wyrządził straty sięgające 1,5 mln euro. Zwłoki czekające na kremację ocalały dzięki temu, że były przechowywane w chłodni, której ogień nie zdołał naruszyć. Przyczyny pożaru nie są znane - powiedział rzecznik miejscowej policji. Technicy i funkcjonariusze śledczy badają sprawę. Źródło: PAP W 1944 r. członkowie Sonderkommando zaczęli zdawać sobie sprawę, że wkrótce przestaną być hitlerowcom potrzebni i zapewne podzielą los innych Żydów. W ich głowach zaczęła kiełkować myśl o stawieniu oporu"Codziennie wartownicy SS przechodzili obok bramy krematorium. Szli spokojnie, z karabinami na ramieniu. Czasem słyszeliśmy, jak dowcipkują. Plan zakładał, że ludzie z Sonderkommanda otworzą bramy i rzucą się na nich" - opisywał jeden z więźniówUstalenia posypały się na kilka godzin przed rozpoczęciem akcji. Więźniowie, przekonani, że hitlerowcy dowiedzieli się o ich spisku, ruszyli do walki przed czasem. Mieli ze sobą łomy, siekiery i zwykłe kamienieKolejny ze świadków wspominał: "Słyszałem, że w krematorium, które zostało podpalone, więźniowie z Sonderkommanda włożyli do pieca kapo narodowości niemieckiej. Był to podobno zdrajca, który uprzedził SS-manów"Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu15-letnia Alice Lok Cahana i jej siostra Edith, pochodzące z Węgier żydowskie więźniarki Auschwitz-Birkenau, udały się pewnego dnia wraz z grupą więźniów do innego baraku. Ponieważ zaczęła się jesień, kobiety - jak przekazała im kapo - miały otrzymać dodatkowe ubrania. "Trafiłyśmy do ładnego budynku z kwiatkami w oknach. Kiedy weszłyśmy, SS-manka powiedziała: »Wszystkie ściągać buty i ładnie ułożyć ubranie na podłodze«. Potem zabrano nas nagie do innego pokoju" - wspominała Alice."Było duże pomieszczenie pomalowane na szary kolor. Bardzo ponure, bo kiedy zamknęli za nami drzwi, w środku było prawie zupełnie ciemno. Siedziałyśmy tam, trzęsąc się z zimna. Czekałyśmy i czekałyśmy" - relacjonowała więźniarka. W końcu jednak SS-manka wróciła i kazała wszystkim natychmiast wychodzić. Kobiety i dziewczęta w pośpiechu i ciemności nie były nawet w stanie ubrać się w swoje własne ubrania. Alice pamiętała, że narzuciła na siebie to, co akurat znalazła pod głośno narzekała, że nie tylko nie dostała cieplejszych ubrań na jesień i zimę, ale że nie mogła nawet z powrotem założyć swoich własnych. Alice nie zdawała sobie sprawy, gdzie się znalazła i skąd wyszła. Inne kobiety uświadomiły jej, że cała grupa dopiero co uniknęła śmierci w komorze gazowej jednego z obozowych krematoriów."Jak ma zwykła, piętnastoletnia dziewczyna zrozumieć, że prowadzą ją do komory gazowej? Jest przecież dwudziesty wiek! Chodziłam do kina, ojciec pracował w biurze w Budapeszcie, a ja nigdy nie słyszałam o takich rzeczach. (...) Jak miałam więc sobie wyobrazić, że ludzi można zabijać w ten sposób?" - był 7 października 1944 r. Alice, jej siostra i reszta kobiet uniknęły zagazowania w krematorium nr V tylko dlatego, że w tym samym czasie należący do Sonderkommando więźniowie zaatakowali SS-manów w krematorium czwartym. Niemcy musieli na jakiś czas zatrzymać machinę zbrodni, rzucając wszystkie siły do zdławienia część tekstu znajduje się pod przeprowadza "redukcję"Sonderkommando, czyli tzw. grupy specjalne, były oddziałami złożonymi przede wszystkim z więźniów pochodzenia żydowskiego. Hitlerowcy wykorzystywali ich przy akcjach eksterminacyjnych w obozach zagłady. Członkowie Sonderkommando brali udział w rozbieraniu ludzi idących do komór gazowych i zbierali pozostawione przez nich też komory z ciał i wrzucali je do dołów. W późniejszym okresie zajmowali się przygotowaniem zwłok do spalenia i obsługą krematoriów. Przynależność do Sonderkommando nie mogła ich jednak ocalić. Oczywiste było, że w końcu oni sami także zostaną zgładzeni tak, jak inni strąconych na dno piekłaWiosną 1944 r. natężenie mordów w obozie osiągnęło niespotykane rozmiary. Wiązało się to z transportami Żydów z Węgier. To wtedy do Auschwitz trafiła wspomniana już Alice i jej rodzina. Jednak wraz z końcem lata 1944 r. liczba transportów zaczęła się zmniejszać. Niemcy uznali w związku z tym, że liczbę więźniów zatrudnionych w Sonderkommando należy "zredukować". Redukcja ta oznaczała oczywiście jedno - śmierć. We wrześniu SS-mani zamordowali ok. 200 członków przy życiu zdawali sobie sprawę, że ich czas także się kończy. W głowach już kilka miesięcy wcześniej zaczęła kiełkować im myśl o stawieniu oporu. Szukano sposobów na przygotowanie się do ewentualnego buntu i na zdobycie broni. Musiały za nią posłużyć różne zwykłe przedmioty, choćby bardziej niebezpieczne narzędzia."Słyszeliśmy, jak dowcipkują"Sygnałem alarmowym dla więźniów z Sonderkommando był moment, w którym hitlerowcy ogłosili, iż poszukiwani są ochotnicy do wyjazdu do pracy w podobozie w Gliwicach. Ludzie wyczuli podstęp. Wiedzieli, że ostatnia grupa więźniów, która w ten sam sposób miała wyjechać do Majdanka, została zamordowana i trafiła do krematorium. Ktoś rozpoznał ich niedopalone więc nie zgłosił się na ochotnika do Gliwic. W odpowiedzi na to Niemcy wydali rozkaz, by obozowi kapo przygotowali listę 300 członków Sonderkommando, którzy mieli zostać przeniesieni do pracy w fabrykach. W to także nikt nie uwierzył. Więźniowie zrozumieli, że nadszedł ich walka polskiego mistrza boksu w obozie Auschwitz. Tak rozprawił się ze sadystycznym kapo"Dowiedziałem się o buncie dopiero w ostatniej chwili, jak większość ludzi z Sonderkommanda. Niczego się nie domyślałem. Trzymanie wszystkiego w ścisłej tajemnicy to była konieczność, bo któryś z nas, słabszy psychicznie, mógł donieść Niemcom o buncie, mając nadzieję, że ocali własną skórę. Wtajemniczeni działali bardzo dyskretnie, a kapo ufali tylko ludziom doświadczonym" - opisywał te wydarzenia Shlomo Venezia."Najważniejsza część buntu miała się rozegrać w krematorium II. Codziennie około osiemnastej wartownicy SS przechodzili obok bramy krematorium II w drodze na stanowiska w zamkniętych wieżach, gdzie spędzali całą noc. Szli spokojnie, bez pośpiechu, z karabinami na ramieniu. Czasem słyszeliśmy, jak dowcipkują. Plan zakładał, że gdy żołnierze znajdą się przy bramie, ludzie z Sonderkommanda otworzą bramy i rzucą się na nich, żeby ich zabić i zdobyć broń. To będzie sygnał do wszczęcia buntu w pozostałych krematoriach" - dodawał na baraki dawnego obozu Auschwitz-Birkenau w 1977 r. - Narodowe Archiwum CyfrowePowstanie w Sonderkommando7 października 1944 r. między godziną 13 a 14 do Auschwitz - jak relacjonował Venezia - przyjechał nowy transport więźniów. Obozowi SS-mani zazwyczaj zjawiali się przy torach, by otworzyć wagony i zająć się selekcją ludzi na rampie. Tym razem jednak transport pozostał na miejscu. Nikt z załogi Birkenau się nie pojawił. Nikt też w tym czasie nie miał głowy do tego, by z zimną krwią uruchomić komorę gazową, w której właśnie tego dnia miały znajdować się Alice i Edith. Wszystko dlatego, że w dalszej części obozu trwała właśnie niewielka, choć zażarta się, że w czasie, gdy kolejny transport wjeżdżał do obozu, trzech niemieckich oficerów przybyło do krematorium nr IV po członków Sonderkommando, wywołując ich po numerach. Więźniowie oczekiwali na wszczęcie buntu, które miało nastąpić o 18. Gdy zobaczyli Niemców - jak twierdził Venezia - byli przekonani, że zostali przez kogoś zdradzeni. Uznali więc, że bunt musi rozpocząć się natychmiast, kilka godzin przed umówioną porą. św. o. Maksymiliana Kolbe. Poruszające relacje świadkówNatychmiast nastał chaos, a do buntu dołączył też oddział Sonderkommando pracujący w krematorium nr II. Uzbrojenie więźniów było nadzwyczaj skromne - mieli młotki, łomy, siekiery i kamienie, a także prymitywne granaty i materiały wybuchowe, zdobyte od więźniarek pracujących w zakładach na terenie Auschwitz-Monowitz. Powstaniem kierowali polscy Żydzi: Jankiel Handelsman, Josef Deresiński, Załmen Gradowski i Josef Darębus."Kiedy komando wyszło do pracy, jeden z naszych podbiegł do budynku krematorium i podpalił sienniki, prycze i drewnianą konstrukcję. Kiedy komando w »dwójce« zobaczyło dym, zaczęli bunt u siebie" - wspominał Henryk Mandelbaum, były więzień nad krematoriumNiemcy w pierwszej chwili dali się zaskoczyć, ale szybko opanowali sytuację. Wkrótce do krematoriów nadjechał oddział SS-manów z karabinami maszynowymi i granatami, którego zadaniem było szybkie zdławienie buntu. Zgodnie ze słowami Załmena Lewentala, więźniowie - widząc, że ich sprawa jest przegrana - zdecydowali się podpalić krematorium IV."W dniu kiedy wybuchło powstanie w Sonderkommando, pracowałem w krematorium położonym najdalej w kierunku północnym. (...) Słyszałem, że w krematorium, które zostało podpalone, więźniowie z Sonderkommanda włożyli do pieca kapo narodowości niemieckiej. Był to podobno zdrajca, ten, który uprzedził SS-manów o zamierzonym powstaniu" - dodawał także pracujący wtedy w innym miejscu, wspominał: "Z naszego krematorium widać było nietypowy dym unoszący się nad krematorium IV. Byliśmy jednak za daleko i nie mieliśmy żadnej możliwości porozumienia się z tamtymi, nie wiedzieliśmy więc, co się stało. Niemcy ogłosili alarm i prawie natychmiast zamknęli nas".Polak i Żydówka wspólnie uciekli z Auschwitz-Birkenau. Ta historia nie miała szczęśliwego zakończeniaInne relacje mówią, że buntownikom udało się złapać i zabić nie tylko niemieckiego kapo, ale także pilnujących ich SS-manów. Wiadomo też, że część walczących dostała się do ogrodzenia obozu, przecięła druty i uciekła. SS wysłało jednak pościg, który bardzo szybko dopadł uciekinierów. Wszyscy zostali musiał zakończyć się niepowodzeniem. Niemcy zabili tego dnia ok. 450 z 660 więźniów Sonderkommando, zarówno w czasie walk, jak i po ich zakończeniu. "Kiedy nas zabrano na plac przed krematorium, przemawiał do nas komendant obozu Höss. Pytał się, czy zdajemy sobie sprawę z tego, co zrobiliśmy. Groził, że poniesiemy za to konsekwencje. Po skończeniu przemówienia kazano się nam położyć twarzą do ziemi i wówczas zaczęto rozstrzeliwać co trzeciego" - relacjonował w trakcie walki zlikwidowali jedynie trzech hitlerowców i zranili kilkunastu kolejnych. Wywołany atakiem chaos sprawił jednak, że swoje życie ocalili tego dnia ludzie prowadzeni na śmierć do krematorium nr V. W grupie tej znajdowały się Alice Lok Cahana i jej siostra Edith. Edith zmarła w Bergen-Belsen w czerwcu 1945, jednak Alice żyła jeszcze długie lata i odeszła w 2017 r.***Źródła:Laurence Rees, "Naziści i »ostateczne rozwiązanie«", wyd. Prószyński i S-ka, 2005Shlomo Venezia, współpr. Béatrice Prasquier, "Sonderkommando. W piekle komór gazowych", wyd. 2014Wspomnienia więźniów z Sonderkommando Auschwitz-Birkenau, powstał dzięki współpracy Onetu z partnerem - Narodowym Archiwum Cyfrowym, którego misją jest budowanie nowoczesnego społeczeństwa świadomego swojej przeszłości. NAC gromadzi, przechowuje i udostępnia fotografie, nagrania dźwiękowe oraz filmy. Zdigitalizowane zdjęcia można oglądać na się, że jesteś z nami. Zapisz się na newsletter Onetu, aby otrzymywać od nas najbardziej wartościowe treści.(pmd)Data utworzenia: 7 października 2021, 10:44Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie znajdziecie tutaj. Nigdzie w Niemczech śmiertelność wskutek koronawirusa nie jest tak wysoka, jak w Saksonii. Krematorium w Doebeln nie radzi sobie z pracą. Gerold Muenster długo się zastanawiał, czy powinien pokazać dziennikarzom, jak obecnie wygląda jego praca w krematorium. Jako jego kierownik musi okazać współczucie rodzinom zmarłych. Nie chce jednak zwiększać ich obaw. Z drugiej strony jego sytuacja pogarsza się z dnia na dzień. Dlatego zdecydował się udzielić przedstawicielom mediów rzeczowych informacji. Muenster pozostał zatem w budynku krematorium i otworzył przed nimi jego drzwi. - Tu odbywa się ceremonia pożegnania ze zmarłymi - wyjaśnia. Mamy tu miejsce na około 90 osób, ale w tej chwili jest ono wypełnione trumnami. Na części z nich widać nalepkę "pozytywny wynik testu na koronawirusa" albo po prostu "COVID-19". Brakuje miejsca na trumny - W tej chwili brakuje nam miejsca na trumny - wyjaśnia Gerold Muenster. Na początku grudnia ubiegłego roku w tej skromnej sali odbyła się ostatnia ceremonia pożegnania ze zmarłymi. W tej chwili sala służy jako składowisko na trumny. Za krematorium stoi ciągnik siodłowy z naczepą-chłodnią. - W ten sposób chcieliśmy jakoś przejść przez święta, ale już 23 grudnia wszystkie miejsca były zapełnione - dodaje. Gerold Muenster Gerold Muenster nie chce podać dokładnej liczby zmarłych. Ani tych, którzy znajdują się w tej chwili w krematorium, ani tych, którzy zostają tu skremowani każdego dnia. Jego zdaniem, nie są to dane, które powinny trafiać do opinii publicznej, "nawet jeśli trudno jest je jednoznacznie określić". W jego przekonaniu wystarczy powiedzieć, że w grudniu 2020 roku krematorium wykonało ponad połowę pracy więcej niż wynosiła jego średnia za ubiegłe pięć lat. - Dla nas oznacza to, że pracujemy na granicy wydolności - mówi. Wysoka śmiertelność w Saksonii Muenster zamyka drzwi sali pożegnań ze zmarłymi i przechodzi do wąskiego korytarza. Także tu piętrzą się trumny, które jako następne trafią do krematoryjnego pieca. - Przez cały dzień jesteśmy zajęci ich przestawianiem - wyjaśnia. - Oznacza to dla nas ciężką, fizyczną pracę, ale także duże obciążenia psychiczne. Bywają dni, w których wieczorem mamy więcej zmarłych niż rano, na początku pracy - dodaje. Trumny piętrzące się w sali pożegnań Na razie sytuacja raczej się nie zmieni. Wciąż utrzymuje się wysoka śmiertelność na koronawirusa, zwłaszcza tu, w Saksonii, potwierdzona danymi statystycznymi. W połowie grudnia śmiertelność w tym landzie była o 109 procent wyższa niż w ciągu czterech ubiegłych lat. Dla porównania: w skali ogólnoniemieckiej była wyższa tylko o 24 procent. Wzrost śmiertelności w Saksonii ma kilka przyczyn. Epidemia koronawirusa jest tylko jedną z nich. Długie pożegnanie dla rodzin Co oznaczają te liczby dla rodzin, staje się jasne po rozmowie z Lutzem Behrischem. Od ponad 20 lat jest proboszczem w Doebeln i zna wielu mieszkańców, którzy na początku lekceważyli pandemię koronawirusa. Być może dlatego, że wirus wówczas jakoś oszczędzał to 20-tysięczne miasto. Teraz jednak w ich myśleniu nastąpiła zasadnicza zmiana. Spowodowana także koronakryzysem. Proboszcz w Doebeln Lutz Behrisch Proboszcz Behrisch jest przekonany, że jego parafia będzie potrzebować dużo czasu na uporanie się z tym wszystkim. - W pierwszej fazie traumy i żałoby dominuje szok, który trwa dłużej niż zwykle, ponieważ towarzyszy mu nieznane wcześniej i trudne do zrozumienia zjawisko, jakim jest pandemia - wyjaśnia. - Wiele osób cierpi dodatkowo, ponieważ w tej chwili pożegnanie ze zmarłymi może odbyć się tylko w bardzo wąskim gronie osób - dodaje. Dlatego Behrisch oferuje im dodatkową uroczystość żałobną w terminie późniejszym. Niewygodna i trudna prawda Jak długo to wszystko jeszcze potrwa, tego na razie nie wie nikt. Gerold Muenster wychodzi z założenia, że obecna sytuacja w miejskim krematorium utrzyma się do końca lutego. Dodatkowym, trudnym czynnikiem może okazać się pogoda. W tej chwili panuje mróz i trumny ze zwłokami można przechowywać tymczasowo w pomieszczeniach, które nie wymagają chłodzenia, ale to się może w każdej chwili zmienić. Gerold Muenster już o tym myśli. - Na razie żyjemy chwilą - mówi 47-latek, którego pracą w krematorium nikt do tej pory się specjalnie nie interesował. To zrozumiałe. Mało kto zaprząta sobie na co dzień uwagę śmiercią. Teraz, podczas pandemii, zależy mu na jak najdalej posuniętej przejrzystości. Nawet, jeśli niektórzy wciąż nie chcą uwierzyć w tak wysoką śmiertelność. Część ludzi po prostu nie chce przyjąć tej bolesnej prawdy i tego, że to wszystko dzieje się na ich oczach. - Ale tak właśnie jest - zapewnia Gerold Muenster. Kwarantanna w Niemczech: Saksonia (Drezno) Będące konsekwencją wojny Rosji z Ukrainą ograniczenia w dostawach gazu mogą utrudnić pracę krematoriów w Niemczech, a także spowodować wzrost cen usług - ostrzega dziennik „Die Rheinpfalz". A z raportu niemieckiego związku branży pogrzebowej wynika, że ponad połowa niemieckich producentów trumien zapowiedziała na ten rok podwyżki na poziomie 10-20 proc. lub więcej. Juergen Stahl, szef Związku, uzasadnia konieczność podniesienia cen trumien konsekwencjami wojny Rosji z Ukrainą. "Podrożała energia i drewno, występują też wąskie gardła w dostawach np. elementów wykończeniowych importowanych z Ukrainy" - wylicza Stahl. Mamy nową kopalnię ropy naftowej i gazu Francja stawia na import skroplonego gazu, przygotowuje kolejny pływający gazoport Ryanair oferuje 160 tysięcy biletów po 21,99 euro KOMENTARZE (1) Do artykułu: Niemcy: Media: ograniczenia w dostawach gazu mogą utrudnić pracę krematoriów SpołeczeństwoW saksońskich krematoriach nie ma już gdzie przechowywać zwłok. W związku z drastycznym wzrostem liczby zmarłych w saksońskiej Żytawie pracownicy ratusza będą wystawiać akty zgonu także w święta. Saksonia jest jednym z tych regionów Niemiec, które odnotowują najwyższe wskaźniki zachorowań na COVID-19. W związku z dramatycznym wzrostem liczby zgonów władze musiały poszukać miejsca do przechowywania zwłok poza krematorium, w którym wszystkie miejsca są zajęte. Teraz ciała zmarłych przewożone są do hali, w której składowane są materiały do walki z powodzią. Przepełnione krematorium Liczba zgonów eksplodowała w grudniu. W tym miesiącu zmarło dotychczas 115 osób. Dla porównania: rok temu w grudniu zmarło 45 osób. W listopadzie liczba 110 zgonów także była dwukrotnie większa niż rok temu, gdy wynosiła 52. Podczas, gdy w październiku 2019 zmarło 45 osób, w październiku 2020 zmarły 73 osoby. Zarząd krematorium poinformował, że liczba przeprowadzanych kremacji „przekracza możliwości” placówki. Apeluje do władz o „odciążenie pracowników”, którzy pracują ponad siły. „Ze względu na krewnych i przeciążonych pracowników nie publikujemy dalszych szczegółów”, napisano w oświadczeniu. Nie chodzi jedynie o spopielanie zwłok. Pracownicy krematorium muszą przeprowadzać więcej rozmów z rodzinami zmarłych i sporządzać ponad dwa razy więcej dokumentacji niż zwykle. Szef krematorium Daniel Brendler powiedział: „Pomimo wyjątkowych okoliczności, sytuacja jest jeszcze pod kontrolą, lecz w związku z rozwojem sytuacji pandemicznej trzeba szukać nowych rozwiązań”. Tobias Wenzel ze związku branży pogrzebowej poinformował, że w Saksonii spopiela się 80-90 procent zwłok. Land dysponuje 10 krematoriami, gdzie w chłodniach można pomieścić 1700 zwłok. Wszystkie miejsca są zajęte. Transportowanie zwłok do spalenia do innych landów lub do Czech nie wchodzi w grę, gdyż musiałoby to się odbywać ciężarówkami, co jak twierdzi Wenzel, byłoby niegodne. Włochy. Tysiące zwłok w drodze do krematoriówTo view this video please enable JavaScript, and consider upgrading to a web browser that supports HTML5 video Praca w święta Więcej pracy mają także urzędy stanu cywilnego przy wystawianiu aktów zgonu. Dlatego urzędnicy mają pracować także 24 i 26 grudnia. „Nasi pracownicy wzięli dodatkowe dyżury, by załatwiać wszystkie sprawy związane ze zgonami ze starannym dochowaniem procedur. Pod względem organizacyjnym doszliśmy do granic naszych możliwości i prosimy wszystkich o wyrozumiałość”, zaapelował burmistrz Żytawy Thomas Zenker. Zapewnił, że miasto organizuje kolejne łóżka szpitalne i ośrodki rehabilitacji. Zwrócił się do władz powiatu zgorzeleckiego i do rządu Saksonii o pomoc. W okresie świąteczno-norowocznym medyków z Żytawy będzie wspierać w Żytawie jest przepełnione Image: picture-alliance/dpa Rekordowe liczby zakażeń i zgonów Żytawa leży w południowo-wschodniej części Saksonii, w pobliżu trójstyku granic Polski, Niemiec i Czech. Mieszka tu około 25 000 osób. W zeszłym tygodniu gorącą debatę wywołała wypowiedź tutejszego lekarza o konieczności stosowania triażu, czyli wyboru przez lekarzy pacjentów, którym należy pomóc w pierwszej kolejności. Saksonia od tygodni jest największym ogniskiem koronawirusa w Niemczech. Sześć z dziesięciu powiatów odnotowuje ponad 500 zakażeń na 100 000 mieszkańców mierzonych na przestrzeni siedmiu dni. W powiecie zgorzeleckim, gdzie leży Żytawa, wskaźnik ten wynosi 645. Celem rządu jest zmniejszenie wskaźnika do 50. W środę ( Instytut Roberta Kocha poinformował o rekordowej liczbie zgonów: 952. Dotychczas w Niemczech z powodu COVID-19 zmarło 27 968 osób. dpa / sier Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>

praca w krematorium niemcy